Archiwum autora: Kess

Super Chomiszcz

Taki mały wektorowy super chomiszcz mi się zmalował. Mój pierwszy kolorowy wektorowy obrazek! Miał być projekt dla Rodentii, ale ten mi się na tyle podoba, że wrzucam go też tutaj. Wszystkie prawa zastrzeżone, a za wykorzystywanie bez zezwolenia Rodentii lub mojego niech wam zlezie paznokieć 😛

Kasa, kotku

TW:

Pewna powieściopisarka powiedziała kiedyś, że kobiety mają skłonność do oszczędzania na jedzeniu, a mężczyźni – na wszystkim, oprócz jedzenia. Coś w tym jest. Widzę to szczególnie, gdy jestem głodny – jestem wtedy przekonany, że na pewno będę w stanie zjeść… wszystko. Odbija się to niestety na moim portfelu, a później żołądku (zakupionych potraw oddać nie można, a wyrzucać szkoda).

Czasem może się zdarzyć, że odbije się to nie tylko na moich finansach… choć w rzeczywistości nie było wcale tak źle! I większość pieniędzy Kess oddałem. 🙂

A Wy, też tak macie? Albo Wasi partnerzy/partnerki? Ciekawi mnie, czy mój przypadek jest odosobniony, czy mogę zakładać klub anonimowych żarłoków głodomorów…

Krótka rzecz o kołowrotku

Kołowrotek dla chomika, czy na przykład myszoskoczka, to bardzo ważna rzecz. Właściwie z perspektywy czasu (obserwowania Pelka) okazuje się, że ulubiona i wręcz niezbędna. Gryzoń, który w naturze pokonuje wiele kilometrów jednego dnia, w każdej, nawet największej klatce czy terrarium będzie się nudził i potrzebował ruchu. Najważniejsze jednak, aby ta genialna zabawka była odpowiednia do rozmiaru chomika, ponieważ zbyt mała średnica powoduje trwałe odkształcenie się kręgosłupa zwierzaka. Nie będzie mógł się powstrzymać, bo to sprawa instynktu. Jest gdzie, to biegnę 🙂

Odpowiednia średnica dla chomika dżungarskiego i roborowskiego to od 22cm średnicy, a dla większych syryjskich chomików odpowiednio większe. Chodzi o to, żeby gryzoń biegnąc był wyprostowany. Łatwo to sprawdzić, wpasowując w kołowrotek sztywny przedmiot o długości chomika. Polecam średnicę 28 cm.  Wydawało mi się na początku, że młody dżungarek nie uciągnie takiego kółka, ale nie doceniłam go. Śmiga całe noce 😛

Ważne przy kołowrotku jest też, aby nie miał szczebelków i innych elementów (takich, jak na rysunku powyżej), w które mała chomicza łapka mogłaby się wkręcić, ponieważ podczas biegu prędkość jest tak wielka, że łapek nawet nie widać (przynajmniej u Pelka). Łatwo wtedy o poważny uraz.

Nie sugerujcie się proszę, tym co jest dostępne w sklepach zoologicznych, tylko dobrem waszego gryzonia. Łatwo znaleźć odpowiedni kołowrotek choćby w sklepach internetowych, a na forach często można dołączyć się do zbiorczego zamówienia i nawet jakiś rabacik czasem się trafi.

🙂 Szalonych i bezpiecznych biegów waszym gryzoniom życzę 🙂

Ps.: Najnowszy numer Rodentii planowany jest na 14 czerwca 🙂 Będzie tam więcej (i kompetentniej) o kołowrotkach, a także o szynszylach i i innych ciekawych gryzoniach. Zapraszam.

Dzieci i drony

TW:

Historia, niestety, oparta wyłącznie na marzeniach. Szkoda… A było tak:

Kess po powrocie znad morza postanowiła pokazać mi zdjęcia. Broniłem się długo, ale w końcu poległem i obejrzałem. Zdjęcia jak zdjęcia, niektóre całkiem niezłe (wiedzieliście, że w Bałtyku żyją krewetki?!), a na kilku z nich widnieje tajemniczy obiekt. Konkretnie – quadrocopter, który pewnego wieczora latał tam i straszył mewy.

Przyjrzałem się mu, zlokalizowałem w internecie stronę producenta i… zakochałem się. Gadżet świetny, kamera ze stabilizacją obrazu (i to konkretną stabilizacją). Czas lotu jakieś 20 minut, zasięg do kilometra(!), możliwość podglądu z kamery na żywo… bomba po prostu.

Niestety, cacko kosztuje, w zależności od modelu, od dwóch do pięciu tysięcy złotych (pomijam modele profesjonalne, za pięć tysięcy, ale funtów). Ech…

Dzień dziecka

TW: Historia niepokojąco autentyczna.

Faktycznie, w niedzielę pierwszego czerwca pojechaliśmy z Panem M do pewnej podwarszawskiej miejscowości. Ba – miasta! I spodziewaliśmy się, że z okazji dnia dziecka natrafimy na jakieś uroczystości, gry, zabawy… Tak, jasne… Święto było, ale… w sobotę, trzydziestego pierwszego maja.

Co więcej – i gorzej – faktycznie, poszliśmy (ciągle w dzień dziecka!) na plac zabaw przy bloku dziadków. Bloku, i to nie jedynym, stoi ich tam kilka, każdy o wysokości dziesięciu pięter. A na placu zabaw byliśmy – sami. No, później przyszła jeszcze jedna dziewczynka.

Poczułem się nieco dziwnie. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy w międzyczasie nie nastąpił jakiś kataklizm, o którym zapomniano nas poinformować, ale chyba nie. Po prostu, taki mamy klimat.

Trochę śmieszno, trochę straszno…

Schudnij z TW

Kto podejmuje wyzwanie?!

Jedyne 100 powtórzeń każdego dnia i efekt gwarantowany ;D.

Ps. Gdyby kogoś interesowało, jak moje dziecko uczciło dziś dzień matki, to bilans jest taki:

  • Z kolanka w plecy dla zdrowotności dwa razy.
  • Kilka kopniaków okolicznościowych.
  • Wyrywanie włosów i duszenie z wielkiej miłości.
  • Buntu, rebelii i kwestionowania każdego słowa nie liczę.

Całe szczęście, że ten dzień jest tylko raz w roku i jutro wracamy do normy…

Swęęęęędzi

TW:

Komiks spóźniony o jeden dzień, ale z dobrego powodu. Kess z Panem M wrócili znad morza, cali i zdrowi, a nawet wypoczęci. I przy okazji z nowymi pomysłami. Bójcie się! 🙂

Uchylę rąbka tajemnicy co do jednego z naszych (na razie jeszcze dość odległych) planów „wydawniczych”. Chcemy pokusić się o zrobienie mini fabuły. Tym razem bohaterem nie będzie Tata Wilkołak i spółka, choć niewykluczone, że w jakichś pobocznych rolach będziecie ich mogli spotkać 🙂

Pomysł na razie w fazie planów i wymyślania, więc pewnie jeszcze trochę wody w rzekach upłynie, zanim nabierze ostatecznych kształtów.

Dziś kolejny komiks z Rodentii. Tym razem na kanwie tego, że zajmowanie się gryzoniami to nie taka prosta sprawa, nie wszystko jest dla nich właściwe. Polecamy!

Zabawki forever

Temat zabawek wiecznie aktualny. Majówkowy jarmark za nami i pierwsze ofiary już są.

Na temat ilości zabawek zdania w domu są podzielone. No bo jak tu nie kupić uroczej drewnianej kołatki, kiedy już dawno obiecało się dużo bardziej hałaśliwy gwizdek, a dziecko właśnie porzuca marzenie o zagwizdaniu rodziców na śmierć na rzecz całkiem ładnie wykonanej zabawki (nasze wspomnienia z dzieciństwa itp)?

Cóż… kołatka już nie kołacze! Wielki fan smerfa pracusia sprawdził, jak działa i już nie działa. Właściwie mnie to nawet cieszy, bo nie hałasuje, ale stosik rośnie. Może nie tak spektakularny, jak na obrazku, ale rośnie razem z dzieckiem.

TW:

Tak w ogóle, to próbujemy znaleźć jakiś rozsądny kompromis w ilości zabawek, jakie pan M posiada, ale nie jestem pewien, czy nam się to udaje. Będziemy wdzięczni za opisy Waszych doświadczeń w tym temacie, czy to jako obdarowujących, czy obdarowanych.

Pelkowe oswajanie

Krótka rzecz o oswajaniu.

Jak to się robi: cierpliwie i do skutku. Ziarenko/smakołyk na rękę, podajemy i czekamy… czekamy… czekamy… Nie wszystkie chomiki dają się oswoić. Peleś należy do takich, które nie lubią być brane na ręce i owszem grzecznie to toleruje, ale jeśli ma wybór to woli uciekać i pomyszkować gdzieś indziej. Na wybieg zazwyczaj jest przenoszony w rurce albo słoiku. Tak czuje się bezpieczniej. Jak już biega to nawet wejdzie na człowieka, ale ucieka jeszcze szybciej. Słowem jest to zwierz do oglądania, a nie głaskania. Szczerze, to przy małym dziecku nawet jest to lepsza opcja bo nie martwię się, że Syn postanowi sam sobie chomika brać na ręce. Po prostu, poza wybiegiem nikt nie wkłada łap do chomikarium żeby Pelka nie straszyć. Na szczęście nasze zazwyczaj dość uparte dziecko rozumie to i całą swoją energię i dobrą wolę kieruje na zmienianie wody i dorzucanie karmy.

Oto kilka zdjęć z wybiegu:

IMG_1687 oswajanie1 oswajanie2

 

Tamte zdjęcia zrobiłam jakiś czas temu. Obecnie Peleś wygląda tak (trochę mu się pory roku pomyliły i białego futerka przybyło:

DSC_0988 DSC_0989